Nie planowałem pisać dzisiaj niczego na blogu, ale obudziłem się właśnie z czegoś co jest na poły związane z tematem i w konfrontacji Blog - Facebook wolę to napisać tu, a chyba muszę.
Słabo ostatnio spałem i trochę piłem, ponieważ weekend spędziłem bardzo aktywnie. W związku z czym wczoraj wróciłem do domu rodzinnego na noc odpocząć. Trudno to jednak nazwać odpoczynkiem. Kiedy położyłem się już do łóżka najpierw długo nie mogłem zasnąć, jednak gdy tylko zamykałem oczy o widziałem różne niepokojące rzeczy podsuwane mi przez coś w mojej głowie, pamiętam twarze, jakieś obce mi przedmioty, uczucie pędu. W końcu zmęczyłem oczy czytając i powiedzmy, że można uznać, że zasnąłem. Budziłem się jednak w często i nie był to spokojny sen. Kto nie jest zainteresowany moimi halunami niech tego nie czyta. Wszystko znajduje się w spoilerze poniżej, wystarczy kliknąć SHOW.
[Show][Hide]
I tu przechodzimy do sedna sprawy. Śniło mi się, że mieszkam w jakimś domu na uboczu miasta, który będąc otoczonym drzewami miał nader industrialną okolicę. Sam budynek składał się z klatki schodowej z ogromnym pomieszczeniem na parterze. Zaś wejście do budynku składało się się ze stalowych schodów z wielkimi dziurami wynikającymi z zaniedbania ich konserwacji. Aby się dostać do domu trzeba było skakać po tych dziurach, a niektóre były naprawdę spore. Wewnątrz wszystko wyglądało na zaniedbane, ale nadające się do zamieszkania. Na początku było tam cicho, potem stało się coś czego już nie pamiętam, ale ludzie wyszli z mieszkań i siedzieli masowo na schodach. Na ostatnim piętrze, przy stalowych kratach blokujących dostępu na dach stał jakiś koleś, któremu półnaga blondynka z ochotą ciągnęła kabla, w dodatku w ogóle nie zwracali na mnie uwagi. Ja zaś próbowałem się dostać do mieszkania na tym piętrze. Mimo iż miałem klucze i umiałem ich używać to miałem pewność, że coś jest nie tak z drzwiami. W końcu się otwarły i wyszedł z nich mój znajomy (zataję personalia) z jakimś typem, o którym byłem pewien, że jest pedałem. W dodatku był dziwnie zadowolony z siebie. W tym czasie na schodach nastąpiła jakaś eksplozja euforii i wszyscy zaczęli polewać schody wodą, żeby zrobić na nich ślizgawkę z lodu. Niektórzy bezczelnie szczali na moje schody.
Zmęczony wszedłem wreszcie do mieszkania, siedzieli tam jacyś ludzie i klapnąłem sobie na łóżeczko, gdzie jakaś nieznajoma dziewczyna postanowiła mnie pocieszyć i przytulić, ale bez seksualnych podtekstów. Po prostu przytulić. W tym czasie rzeczywistość zmieniła nieco swoje oblicze, bo obecni w mieszkaniu ludzie zaczęli gadać o planszówkach, a dziewczyna wyciągnęła Neuroshimę Hex i zaproponowała mi partyjkę. Nie pamiętam czy grałem, ale kiedy wyszedłem z mieszkania to okazało się, że jestem na Zakonkach. W barze siedziałem z jakimiś ludźmi postapo i w pewnym momencie ktoś zaczął gadać, że wziąłby prysznic. Nie miało to wiele sensu, ale nagle usłyszałem szuranie w rurach, które świadczyło o tym, że płynie w nich woda. Poszedłem więc zbadać całą sprawę. Możliwe, że ktoś mi towarzyszył. Wędrowaliśmy po jakichś schodach i zakamarkach paszarni, która mocno się rozrosła i w końcu w jakimś zakamarku napotkaliśmy dziewczynę, pamiętam jej twarz, na 100% była na OT. Powiedziała, że pokaże nam coś zajebistego i poprowadziła mnie na górę na dach.
W tym czasie teren Zakonek, był już naprawdę imponujący, wokoło pojawiły się dziesiątki torów kolejowych, mury, hałdy węgla, a wszystko było zasnute szaroburą mgłą. Okazało się że jakimś cudem trafiliśmy na dach wysokiego budynku naprzeciwko paszarni, na dachu którego stały stare wagony kolejowe. I w jakiś dziwny sposób weszliśmy do jednego z nich przez podłogę. W wagonie siedzieli inni ludzie, których znam z konwentów, same znajome twarze. Bawiliśmy się, piliśmy piwko. W pewnym momencie coś wzbudziło mój niepokój. Zszedłem na poziom ziemi i ze zgroza skonstatowałem, że wagon toczy się w stronę krawędzi dachu. Zacząłem drzeć ryja, żeby ludzie wyskakiwali, ale nie wszyscy przejęli się tym na czas. Wagon powoli wychylał się w przepaść, krawędź dachu zapadła się pod jego ciężarem i zrobił się taki ostry spadek. Ktoś w tym czasie skołował jakąś linę i przywiązał wagon tak, że balansował na krawędzi. W wagonie została jakaś dziewczyna, wszyscy darli mordy z przerażenia. Trudno powiedzieć co się wtedy stało. Wagon w końcu zerwał się z liny zanim zdążyłem się zastanowić co zrobić. Pierdolnął z impetem o dach jakiejś innej części budynku. Wszyscy zbiegli na dół. Tam wyciągnąłem dziewczynę z wagonu. Płakała z przerażenia, bardzo długo i intensywnie. Przytulałem ją na stojąco, nie wiem czy przeżyła tak naprawdę. Chciałem ją pocieszyć, ale powtarzałem tylko w kółko na głos, że nie zdążyłem jej pomóc, że przepraszam. Zbiegli się ludzie. Potem pojawił się Prezes i powiedział, że dla dobra konwentu trzeba schować tory po czym zaczął zwijać tory kolejowe w rulony i chować je do worka na śmieci. Dziewczynę wziąłem na ręce i zaniosłem z powrotem na górę, bo podobno w trakcie paniki zgubiła coś ważnego. W trakcie wspinania rozpuściła mi się w rękach i spłynęła na ziemię. Ciągle płakała.
Zrezygnowany chciałem iść do baru, ale po drodze natknąłem się na ludzi grających w Juggera, zapytałem dlaczego ja nie gram, ale odpowiedziano mi, że to za karę, za to co zrobiłem wczoraj. Niestety nie wiem co zrobiłem. Po drodze minął mnie jeszcze biegnący gdzieś w przeciwnym kierunku Spartan i przyjebał mi otuliną. Nie było to złośliwe, raczej takie rradosne jebudu z nienacka.
Obudziłem się o 7.30, postanowiłem już nie zasypiać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz