wtorek, 26 listopada 2013

OldTown Weekend: Nuclear Winter


No dobrze, wróciłem ogrzałem się w domu ci nieco i mogę coś napisać o tym co się działo, a jest o czym pisać.

Zacznę trochę od dupy strony, ale to ważne w kontekście tego co jest do napisania. Mianowicie tak się poukładały sprawy po ostatnim OT w lipcu, że chłopaki zaproponowali mi dołączenie do ekipy orgów. Trochę czasu się zastanawiałem i od końca września dołączyłem do prac nad dalszymi losami świata po atomowej zagładzie. Część ludzi mogła się już skapować, że tak jest ponieważ jakieś dwa tygodnie temu nadano forumowe uprawnienia i graficzki nowym orgom i z dumą zauważyłem, że mój wkład w organizację został zaznaczony nową rangą. Miałem też okazję uczestniczyć w organizacji tego zupełnie nowego przedsięwzięcia jakim była ostatnia edycja OTW.


OldTown Weekend: Nuklearna Zima odbył się w dniach 22-24 listopada, na lotnisku w Kluczewie niedaleko Stargardu Szczecińskiego, czyli tam gdzie zawsze :D Specjalnie na tę okazję budynek, w którym mieści się bar konwentowy został przez orgów specjalnie przygotowany, aby uczestnicy mogli przetrwać cięższe niż zazwyczaj warunki pogodowe. Wszystkie okna i dziury w ścianach zostały zakryte dywanami i szmatami, aby zmniejszyć ucieczkę ciepła i zapobiec przeciągom. Sala prelekcyjna, oraz pomieszczenia Politbiura zostały zamienione w sale do spania, na ich podłogach rozciągnięto plandeki i rozłożono tam wojskowe materace do spania. Oczywiście orgowie nie zapomnieli o wyposażeniu baru w stoliki i ławki jakie znamy z ostatniego OT. Przed barem stanęła wielka beczka ze stali w której nieustannie płonął ogień przy, którym stali lub siedzieli postapowicze. Atmosferę określiłbym mianem "cool" niezbyt padało, wiało zimnem i robiło się ciemno o 15.30. Ogólnie warunki bytowania były trudne, ale zupełnie znośne i co bardziej spostrzegawczy nazywali noclegownię symulatorem Skłotu :D


Niebagatelne znaczenie miały też codzienne ciepłe posiłki szykowane przez Ciocię Alę. Przyznam, że licznych konwentowiczów uratowały one przed śmiercią z niedożywienia. Nawet pies Łopata był całkiem smaczny w tym sosiku z makaronemm...


Od piątkowego popołudnia zaczęli przybywać uczestnicy, niektórzy dojechali dopiero w sobotę wczesnym popołudniem. W mojej ocenie panowała dość swobodna atmosfera, ludzie dawno się nie widzieli, więc mogli sobie spokojnie wypić piwko i pogadać. Oprócz obowiązkowych bywalców takich jak Mały, czy Mikiel pojawiło się sporo znajomych twarzy i kilku zupełnie nowych uczestników. W piatek ok. 20.00 jechałem po pasie lotniska aby zgarnąć Andrew z dworca i napotkaliśmy ludzi, którzy zimową edycję uznali za dobrą okazję by zacząć przygodę z Postapo i pytali nas którędy na OTW! Byli tez liczni goście z okolic Stargardu, którzy wpadali bez noclegu tak o na piwko, że wymienię choćby Cienia.


Część konwentowa Weekendu nie była może przeładowana atrakcjami, ale widać było, że celem OT Weekendów jest bardziej spokojna integracja przy piwku. Z atrakcji można wymienić świetne Kręgle Wikingów, czy Flunky Ball, które na pewno powrócą jeszcze nie raz. Nie mogło zabraknąć legendarnego rzutu kapslem. Z ciekawostek napiszę, że pograliśmy też w Juggera, ze trzy lub cztery mecze. Ogólnie część konwentowa zeszła mi na spijaniu piwka i pogaduchach, ale o to własnie chodzi w OT Weekendach :D


No i na koniec najważniejsze LARP! Zaczynał się dość niepozornie, ponieważ zasadniczo odbiegał od sandboxowej formy jaką mają OldTowny.

Ta historia zaczynała się w barze w NewTown podczas zimowego popołudnia pod koniec 2113 roku, gdzie schroniła się przed zimnem grupka mieszkańców pustkowi. Większość mieszkańców krypty 801 schowała się do swego schronu i na ulicach NT niewielu było strażników, a ośnieżone drony smętnie patrolowały okolicę. W barze trwała intelektualna rozrywka przybyłych, handlowano z obecnymi tam handlarzami Flying Caravans i posilano się w ciszy, kiedy wpadł tam nieznany posłaniec z niepokojącymi wiadomościami z Siczy. Wszyscy obecni stali w osłupieniu, gdy prosił o pomoc dla Siczy, która była atakowana przez nieznanych zrobotyzowanych wrogów. Niestety nie wszyscy obecni przychylnym okiem patrzyli na prośby o przekazanie do Siczy emitera fal EMP. Urządzenie to zamknięte w pancernej skrzyni mogło niszczyć roboty z niedużej odległości, zbyt wielkiej jednak by dotarły do obleganej przez stwory Siczy.


Część obecnych postanowiła wspomóc posłańca, który chciał dostarczyć emiter do bunkra przy pasie niedaleko od siczy w którym znajdowały się przedwojenne anteny, znacząco poprawiające zdolności emitera. Razem wyruszyli na wyprawę, pomimo czychających nań niebezpieczeństw. Emiter nie należał do lekkich i wszyscy musieli go nieść na zmianę.


Długo by opowiadać o potwornościach jakie zobaczyli po drodze, ilu ludzi padło z wyczerpania, chorób i hipotermii. Ilu zaginęło w krzakach gdy odłączyli się tylko od grupy. Całą drogę towarzyszyły im potworne jęki, dobywające się z ciemności, tajemnicze wiadomości zawieszone na drzewach i najgorsze widoki na pustkowiach. Kim byli atakujący? Wyglądali jak skrzyżowanie mutantów i robotów, a może nawet czegoś jeszcze gorszego. Czy emiter zadziałał i atakujący odeszli? I czy ktokolwiek przeżył tę wyprawę? Wiadomo tylko jedno, kiedy grupa ratunkowa dotarła do bunkra, po wielu godzinach od zaginięcia idących z pomocą dla Siczy, zastała tam jedynie cuchnące truchło i pustą skrzynię emitera...

Zatem jak wszyscy OldTownowicze wiedzą, było chujowo, ale stabilnie, mocne 2/10.

[edit] link do wszystkich zdjęć TUTAJ

wtorek, 19 listopada 2013

Border Town Burning: Battle Monks of Cathay


Pora trochę opisać to co robiłem już jakiś czas temu. Mianowicie grywając w klubie Twierdza w Staromiejskim Domu Kultury w staruteńką gierkę bitewną zwaną Mordheimem doszliśmy do wniosku, że można by spróbować zagrać w jej modyfikację zwaną Border Town Burning.

Poza robieniem makiet potrzebnych do tej gry postanowiłem zrobić tez odpowiednią bandę do grania. Wybrałem bardzo klimatycznych Battle Monks of Cathay - mnichów wojowników i żołnierzy cesarza Kitaju. Ich celem jest odnalezienie wszystkich artefaktów chaosu i zakopanie ich w grobowcu Ghartroka. Ale fluff można sobie poczytać z podręcznika. ja zas zrobiłem ładniutkie figurki :D

Modele kupiłem z brytyjskiego sklepu Perry Miniatures wybrałem trochę samurajów, mnichów z nangiatami, Ikko-Ikki, no troszkę modeli chłopów. Do tego emisariusza zrobiłem z kawałków Maruderów Chaosu i różnych bitsów pozostałych z różnych wyprasek. Niektóre modele podrasowałem przy pomocy Green Stuffu.

Niestety nie jestem jakimś wielkim malarzem figurek, ale jestem dumny z mojego dzieła.

Emisariusz na koniu



Emisariusz pieszo


Mnisi wojownicy

Żołnierze z oficerem

Wściekli chłopi z Emisariuszem



czwartek, 14 listopada 2013

Zakonkowe Story: Walki na Krawędzi


OldTown, OldTown, ale nie tylko OldTownem człowiek żyje. Każdy konwent ma swój klimat, swój urok i warto nim napisać coś więcej. Zatem dzisiaj będzie o tym, czego poza Zakonkami nie spotkasz, czyli o walkach na krawędzi!

Zasady tego sportu są proste i wyrażę je w kliku punktach:

1) Uczestnictwo wymaga pojechania na Zakonki

2) Do walki potrzebna jest otulina zgodna z zasadami bezpieczeństwa.

3) Walki toczone są w dwuosobowych zespołach.

4) Wszystkie chwyty są dozwolone.

5) Dotknięcie ziemi jest jednoznaczne z wypadnięciem z walki.

6) Zwycięzcy trzech pojedynków przechodzą dalej w tabeli turnieju.

7) Przegrani są pohańbieni na zawsze :D


A tak serio, to kiedy byłem na Zakonkach zrobiłem kilka zdjęć i kilka filmików w trakcie tego wspaniałego Zakonkowego turnieju i postanowiłem sklecić z tego takie oto dzieło filmowe. Nie jestem wielkim reżyserem, ale wydaje mi się, że dzieło jest godne.



Z ogólnych newsów to na środowym treningu ostatecznie zapadła decyzja o nazwaniu naszego Warszawskiego Teamu Juggerowego. Nazwa która została przyjęta przez aklamację to "Elegant Bastards". Oczywiście wszystkich zainteresowanych uczestnictwem zapraszam na treningi w każdą środę o 17.00 na Polach Mokotowskich. Szczegóły tutaj!

Poniżej próby stworzenia odpowiedniego imidżu gracza i stroju sportowego naszej reprezentacji :D