środa, 30 października 2013

Oldtownowe klimaty: Sicz, czyli dwie historie.

W związku z nadchodzącym OldTown Weekendem pomyślałem ,że skoro napisałem co nieco o NewTown, to wypada skrobnąć co nieco o Siczy. Niestety nie byłem jej mieszkańcem więc trudno mi powiedzieć wiele, jeżeli coś przekręciłem, czegoś nie powiedziałem, a było ważne lub po prostu nakłamałem, prostujcie w komentarzach...


Sicz... To przeklęte miejsce ma w sobie coś z korwinistycznego ducha wolnego kapitalizmu sięgającego niemal anarchii. To miasto jest czymś biegunowo odległym od spokojnego NewTown. W Siczy wolno wszystko, dopóki nie nastaje to widocznie na interesy władzy, kwitnie handel narkotykami, bronią, a nad to ludzkim ciałem. Nocami nawiedzają to miejsce mutanci i inne nocne zbiry, nigdy nie wiesz kiedy ktoś wsadzi ci nóż w plecy. Lecz jeśli pilnujesz swojej dupy, to o kapsle jest łatwiej niż gdziekolwiek na pustkowiu. W 2113 roku Siczą rządził twardą ręką Khan, potężny i surowy, ale sprawiedliwy.


Dla mnie jako mieszkańca NewTown, Sicz wydawała się z początku odległa i niebezpieczna. W teorii w 5 minut po przybyciu, ktoś mógłby mnie zastrzelić i tak by się skończyła przygoda mojej postaci, a tego nie chciałem. Dlatego pierwszego dnia Larpa wybrałem się do Siczy z Cieniem, cichcem i incognito. Poszliśmy sprawdzić gdzie kto w siczy mieszka i jak ta Sicz wygląda. Sicz była dość zwartą miejscowością składającą się z kilku obozów. Patrząc do strony lotniska w bunkrze przy ścieżce usadowiła się Anarchy 109 i Hooligansi, po prawej stał najlepszy zakład usługowy w historii OT, a dalej ścieżka prowadziła do centrum miasteczka. Tam stało obozowisko samego Khana, naprzeciwko niego prowadzone przez Bohemę Atomic Cafe, czyli klimatyczna knajpka w Siczy. Tuz obok nich na wzgórzu stała świątynia. A wokoło stały mniejsze i większe obozy mieszkańców Siczy: Biotechu, PPP, itp... Idąc dalej wzdłuż lotniska można było się też natknąć na bunkier zajmowany przez paleciarzy. Dowiedziałem się wtedy jak niebezpieczne jest życie w Siczy, gdyż wkrótce z okolicznych krzaczorów odezwały się dzikie ryki mutantów, którzy podobno regularnie nawiedzali Sicz sporymi falami. Aby uniknąć nieprzyjemności, dyskretnie wycofaliśmy się do NT.


Kolejne wycieczki do Siczy odbywały się dopiero kolejnego dnia, wybrałem się tam jako Dronek Zwiadowczy, o którym pisałem już wcześniej, a także przybyliśmy wraz z Karawaną Wodną dla Siczy i kilkukrotnie woziliśmy oficjeli NT pomiędzy miastami. W czasie tych wypraw zapoznałem się lepiej z Biotechem i posiedziałem co nieco w Bohemowej Knajpie. Ale najlepsze miało dopiero nadejść.


Po awarii systemu dronów obronnych w NT i oblężeniu przez Bandytów siczowcy przybyli do NewTown z tak zwaną odsiczą. Khan i władze NT postanowili, że miasta będą się wzajem wspierać gospodarczo i militarnie, znaczy żywność za amunicję. Po tym doniosłym wydarzeniu Khan ogłosił, że zaprasza wszystkich mieszkańców NT na festyn odbywający się wieczorem w Siczy. Miały być śluby, koks i lasery.


Kiedy dotarłem do Siczy okazało się, że Khana zastrzelili paleciarze. Jest ranny i zaniesiono go do obozu BioTechu, zatem jak najszybciej udałem się tam by pomóc w rozwiązaniu sytuacji. Było źle, zarówno Khan jak i Doktor byli nieprzytomni, co więcej okazało się, że są cyborgami. Khan miał w głowie wielką dziurę, przez którą błyskało niepokojąco czerwone oko. Dzięki usilnym wysiłkom lekarzy, udało się ustabilizować biologiczne komponenty pacjentów, ale systemy elektroniczne powoli się wypalały. Odkryliśmy, ze browar pozwala podtrzymać funkcje życiowe cyborgów i to naprowadziło nas na fakt, ze zostały zbudowane w technologii BoBów. Ostatecznie wraz z zebraną w obozie BioTechu grupą techników udało mi się zmontować specjalna pompę infuzyjną (moduł pompujący, zasilacz, system wentylacyjny, procesor) i przy jej pomocy wpompowaliśmy w ciało Khana i Doktora potężną dawkę narkotyków. Po tym zabiegu obaj uruchomili jakieś awaryjne systemy samonaprawcze i uciekli w wasteland przebijając się przez betonowe mury siedziby BioTechu.


Ja tymczasem udałem się do Atomic Cafe, gdzie poznałem uroki życia w Siczy. Otwarto tam bowiem w 2113 roku Gabinet Przyjemności Emocjonalnej "Afrodyta" i choć początkowo nie wierzyłem w jakość usług, to po doznaniu takowej przyjemności stałem się gorącym fanem tego biznesu. Chodziłem po barze i dawałem ludziom kapsle, aby tez mogli miec przyjemność brania udziału tym niezwykle przyjemnym procederze. Naprawdę było to coś olśniewającego, jeśli ktoś nie był to moim zdaniem przegrał życie, bo obawiam się, że następna taka okazja nie zdarzy się prędko. Powiem jeszcze, że obsługa zakładu była bardzo profesjonalna i dobrze wiedziała co robi, to nie było takie "pitu, pitu, dawaj kapsle i spierdalaj" jak to się zdarza na pustkowiach. Wychodząc miałem poczucie, że to były najlepiej wydane kapsle w moim życiu...


Ale prawda jest taka, że historii z OT jest tak wiele, jak tylko było uczestników i taki jednostronny opis z mojej perspektywy jest bardzo niepełny, dlatego postarałem się też o relację z perspektywy mieszkańca Siczy :D mam nadzieję, że wam się spodoba relacja Kotleta:


Zgodnie z obietnicą daną Vercy’emu i mimo, iż minął już szmat czasu, od kiedy to wszystko się wydarzyło, napiszę wam jak OldTown 2113 wyglądał oczami mieszkańca Siczy, będącego jednocześnie nowicjuszem na polu LARP’owym.


Gra terenowa miała się rozpocząć trzeciego dnia mojego pobytu na terenie gry. Do tej pory zdążyłem już, wraz z chłopakami z Przystani Prawdziwych Przyjaciół wybudować strażnicę, chroniącą Sicz od strony traw i lasu (no dobra, kępy drzew), poznać parę osób oraz naprawić uszkodzony w transporcie gearbox mojego SWD. Ale jako że LARP miał się już lada chwila zacząć, przystąpiłem do ostatnich przygotowań. Założyłem pancerz, przyczepiłem namordnik do torby, naładowałem magazynki i wraz z resztą udałem się na „plac apelowy”.





Na miejscu znajdował się już zbudowany dzień wcześniej tron, na którym Khan oczekiwał aż przybędą wszyscy zainteresowani, a Duch ogłosił zebranym prawa panujące w obozie. Nie obyło się też bez incydentów, bowiem na środek wybiegł jakiś desperat i zaczął strzelać do Khana, który to zręcznie wyłapał wszystkie kule przedramieniem i zabił zamachowca, wyrywając mu serce z zimną krwią! W tym momencie mogę szczerze powiedzieć, że dostałem klimatem tego miejsca prosto w twarz! Dowiedziałem się również, że lojaliści mają prawo zabić kogo im się żywnie podoba, a jedynym w pełni respektowalnym tu prawem, jest prawo silniejszego.




Reszta dnia minęła mi na fabularnym poznawaniu ludzi i szukaniu sposobów na zarobienie paru kapsli. Najlepiej szło mi zbieranie informacji oraz handel czym popadnie. Jednak aby to osiągnąć, trzeba było być w ciągłym ruchu, co wcale nie było takie łatwe. Na szlaku roiło się od mutantów, łowców niewolników i mniej lub bardziej przychylnie nastawionych do ciebie person. Dlatego już na samym początku zająłem się tym co umiem najlepiej, czyli kombinowaniem J. Już w przeciągu kilku godzin miałem umowę z łowcami, pocztą i biotechem. Szukałem też cały czas nabywcy na „zabawkę” którą przywiozłem ze sobą…

Wieczorem, gdy wróciłem do Siczy po dniu pełnym przygód, zdobywania kapsli i nawiązywania kontaktów, osiadłem na chwilę w obozie łowców, aby się rozluźnić. Wtedy to dobiegły mnie krzyki i wystrzały z broni maszynowej, po jakiś dwóch minutach, kiedy stwierdziłem, że to coś poważniejszego, pobiegłem na miejsce z karabinem w ręce, żeby zobaczyć co się dzieje, a gdy koło mojej głowy przeleciała seria pocisków, spełniły się moje najgorsze koszmary. Byliśmy atakowani przez SUPERMUTANTY! Mając wiec na uwadze własne życie i zdrowie, oddałem broń pobliskiemu lojaliście zaskoczonemu tym zamieszaniem, a sam ukryłem się w bezpiecznym miejscu, które jak się później okazało, nie istniało w zaistniałych okolicznościach.


Po odparciu zagrożenia, zgłosiłem się na nocną wartę. Oczywiście nie zrobiłem tego za darmo, w zamian otrzymałem pakiet amunicji i przychylność sędziego. Później przeniosłem się na strażnicę z drugiej strony obozu i tam wypatrywałem niebezpieczeństw do 5 rano, kiedy to zmienił mnie jeden z łowców.

Gdy się obudziłem, od razu przystąpiłem do dalszych interesów. Odbyłem kilka kursów wraz z karawanami i udałem się na poszukiwania artefaktów. Zdobyte przedmioty sprzedałem następnie u Paleciarzy, którzy okazali również zainteresowanie moją zabawką. Po powrocie do Siczy podzieliłem się zyskiem wraz z partnerem z którym byłem na wyprawie i postanowiłem udać się do New Town, które okazało się zajęte przez bandytów! Wtedy to nastąpiła Odsicz. Khan wraz z Duchem rozdali amunicję, a następnie po sformowaniu falangi, udaliśmy się zbrojną kolumną do komuchowa, które po krótkiej walce i drobnych stratach odbiliśmy.


Pewien że już nic więcej się dzisiaj nie wydarzy, udałem się do baru Alkochemików, a następnie wraz z Mrówką do Siczy, gdzie czekała na mnie kolejna niespodzianka. Khan został uprowadzony! Po krótkich poszukiwaniach i zażegnaniu konfliktu z Paleciarzami, który to był bardzo nie na rękę moim interesom, udałem się po zabawkę, ale niestety po drodze wpadłem na Synka, który to pod groźbą odstrzału, kazał mi zostać na straży Biotech’u, gdzie składano do kupy Khana. Po pewnym czasie udało mi się jednak ulotnić, na szczęście, bo szukano organicznych części zamiennych…

Na noc ukryłem się u Paleciarzy, gdzie zobaczyłem pojmanych łowców niewolników oraz mojego byłego partnera w interesach. Nie zważając jednak na to, przystąpiłem do negocjacji ceny za zabawkę, czyli Artyleryjski Pocisk Nuklearny. Po dokonaniu transakcji postanowiłem zostać u nich do rana, gdyż w nocy bywa na wastelandzie niebezpiecznie, a i sytuacja w Siczy nie była najweselsza, systematycznie dobiegały nas wrzaski z obozu.


Rano udałem się prosto do NewTown, bo do Siczy nie było co się wybierać… Tym bardziej, że w rękach Paleciarzy znajdowała się broń masowej zagłady J. No ale to nie był już mój problem, moim było wydanie zarobionych przez dwa dni kapsli. Po dłuższym pobycie u Alkochemików, odparciu kolejnego ataku mutków i dowiedzeniu się, że sytuacja w Siczy jest już mniej „promienna”, udałem się tam wraz z pocztowcem, aby zaznać tym razem tamtejszych uciech, i tak po przegraniu pewnej kwoty w kości i wyhaczeniu burdel mamy, udałem się na zasłużony relaks fizyczny, w czasie którego zostałem napadnięty i okaleczony.

Po odzyskaniu przytomności wyczołgałem się z namiotu publicznego i z pomocą niemowy trafiłem do szpitala, gdzie to wyzionąłem ducha na stole operacyjnym…

Tak zakończyły się losy stalkera i krętacza Lupusa, a mi jako graczowi zostało do zrobienia już tylko jedno, udział w bitwie ostatecznej jako mutek, ale o tym Vercy już pisał ;)

Na koniec chciałem jeszcze dodać, że najbardziej epickimi akcjami w jakich brałem udział, była Odsicz oraz poszukiwania Khana, o którego się potknąłem w polu kukurydzy.

Zdjęcia pochodzą od uczestników OT, oraz od Adama Waliszewskiego.



Przy okazji do wpisu dołączam jeszcze coś ekstra! Mianowicie w sieci pojawił się oficjalny filmik promujący Larpa na OT Weekend: Nuclear Winter, zatem dołączam go do wpisu jako rodzaj newsa! Zapraszam do obejrzenia, pojechania i dobrej zabawy. Ja będę tam na pewno!




OTW LARP Trailer 2013 from Oldtown on Vimeo.

1 komentarz:

Monika Zawadzka pisze...

Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !