środa, 9 lipca 2014

Ziemie Jałowe 2014

Ziemie Jałowe, pojechałem na całkowitym spontanie, bo planowałem wybrać się tylko na Juggera, a tu niespodzianka, wybrałem się na cały konwent :D Trzeba przyznać, że w zagłębiu umieją robić konwenty, bo bawiłem się zajebiście, ale piszmy od początku.


Fot. Mateusz Matuszak http://szach-matt.pl/

Wystartowaliśmy o 5 rano z Warszawy i na miejscu byłem tuż przed 9 rano. Żadne zdjęcia nie są w stanie pokazać jak zajebistą miejscówka jest kopalnia w Grodźcu. Dziesiątki zakamarków i pomieszczeń zapuszczonego budynku kryją w sobie niewyobrażalny potencjał larpowy. Przygotowanie miejscówki wewnątrz było wzorowe i marze aby na innych larpach mieć takie możliwości lokalowe. STO naprawdę powinno cieszyć się ze swojej "siedziby". Trochę gorzej sytuacja wyglądała na zewnątrz, gdzie w porównaniu do zdjęć z lat poprzednich miałem wrażenie, że straganów i stanowisk terenowych jest mniej, ale i tak biło to na głowę większość larpów jakie widziałem. Może to zboczenie OldTownowe, gdzie siłą rzeczy wszystko musi być na zewnątrz. W każdym razie jeden krok do wnętrza "Saloon 19", czy biura szeryfów od razu dawał poczuć, że jest to zajebiście przygotowany larp.


Wyjeżdżając w pośpiechu w ramach stroju połączyłem kowboja ze szkotem i w efekcie pasowałem najbardziej do frakcji Gibsonników, wyznawców kościoła Mela Gibsona, do której żarliwie dołączyłem. O kulcie Gibsona słyszałem już wcześniej, ale dopiero teraz mogłem poczuć płomień Gibsońskiej Inkwizycji. Śluby, pogrzeby, palenie heretyków i konwersje na Gibsonizm były na Larpie moim chlebem powszednim. Chodziliśmy na pielgrzymki do odległej kaplicy Gibsona, oczyszczaliśmy ją z gruzów i odmawialiśmy modły za Gibsona, czasem tylko robiąc jakiegoś pobocznego questa. Będąc na Ziemiach po raz pierwszy, potrzebowałem całego pierwszego dnia na wczucie się w klimat, zorientowanie we frakcjach i w fabule. Zostałem narkomanem i ten zgubny nałów poprowadził mnie w objęcia Karmazynowego Króla, dalej nie pamiętam. Wiem tylko, że było strasznie i wiercili mi dziury w czaszce... Larp skończył się epicką bitwą i obaleniem fortu olejarzy. Solidne 2/10.


Konwent. Część konwentowa, hmm. Była słabsza niż się spodziewałem, znaczy nie. W zasadzie była zajebista. :D Chodzi o to, że program odbywał się niejako w kratkę, w improwizowany sposób. Czego mi na nim zabrakło to tablicy ze spisanymi punktami programu (jeśli takowa była to nie znalazłem) przez co nie wiedziałem na co mam sie kiedy przygotować, więc chodziłem na co popadnie. Na szczególne wyróżnienie zasługuje czytanie książki "Atomowy Eden", najlepszy punkt programu ever! Poza tym były prelekcje, spotkania, piwo, klimatyczne imprezy, konkursy, piwo, turnieje, piwo, cośtam, piwo i jeszcze parę piw. Nawet wygrałem jeden z nich, strzelanio-bieg asg na czas. Ogólnie na część konwentową dojechało bardzo dużo fajnych ludzi więc głównym punktem konwentu były dla mnie pogaduchy.


Ale teraz najważniejsze - Jugger:
1) Elegant Bastards wyszli z grupy
2) Elegant Bastards zajęli czwarte miejsce w finałach
3) Złamałem nos Burzanowi (powiedziałbym sorry, ale wyglądał na zadowolonego z efektu)
4) Zostałem bochaterem jutuba



Co prawda było nas za mało, żeby wystawić normalny skład, ale dokoptowaliśmy paru sensownych zawodników i wyszedł całkiem solidny skład. W półfinale przegraliśmy co prawda z Zakonem, ale liczy się wyjście z grupy, zresztą Zakon wygrał cały turniej.


Fot. Mateusz Matuszak http://szach-matt.pl/


Zatem solidny konwent, mocne 2/10

3 komentarze:

Kazik pisze...

A gdzie wiersz o Melu? :)

Anonimowy pisze...

czyli dobrze słyszałem na filmie twój głos jebłem cię kijem? :P

Anonimowy pisze...

Rae: Jebł to jebł, na chxx drążyć temat ? :)