środa, 24 kwietnia 2013

S.T.A.L.K.E.R. - Pandemia

Pomimo różnych niesprzyjających okoliczności zawziąłem się i w ostatni weekend pojechałem na Stalkera do zony w Ociesękach. I był to strzał w dziesiątkę, bo bawiłem się przednio. Bez oporu napiszę, że było to dla mnie najciekawsze wydarzenie w tym roku (poza podróżą poślubną) i z niecierpliwością oczekuję kolejnych edycji, także tych odbywających się w Nysie gdzieś na drugim końcu kraju.

Przyjechałem na obiekt w piątek wieczorem i pomimo początkowych trudności ze znalezieniem Zony udało mi się dotrzeć, ale tylko dzięki pomocy kilku stalkerów jadących do sklepu po piwo, którzy wskazali mi drogę. Zaparkowałem, ustawiłem sobie namiocik z dwóch pałatek i rury PVC zamiast masztu. I przystąpiłem do zapoznawania się z mieszkańcami bazy stalkerów. Los pokierował mną tak, że rozłożyłem się w bezpośredniej bliskości ogniska Shperaczy (znanej w świecie ekipy larpowej) i spędziłem z nimi liczne i wesołe chwile przy ognisku, żartując sobie z cyganów. Wypiłem sobie trochę piwka, poczęstowałem ludków wódką i poszedłem spać zdecydowanie za późno.

Zona przywitała mnie chłodnym porankiem, i zaraz była pora lecieć na akredytację. W skład pakietu weszły, posiłek typu MRE, kubeczek ze stali z logo imprezy, dokumenty stalkera, jakieś ulotki, kilka Rad-x, 30 pocisków do broni i koszulka (nawet nie pamiętałem, że za nią zapłaciłem :/). Odziałem się po stalkersku i po odprawie, z Canisem i Martyną sformowaliśmy dość przypadkową drużynę i ruszyliśmy eksplorować zonę.

Nie opisze tu wszystkiego co się działo, ale było to wszystko czego oczekiwałem od zony: Przekupywanie żołnierzy, ucieczka przed wojskiem, skryte przekraczanie płotu wokół zony, eksploracja anomalii, oczekiwanie w schronie na koniec emisji, targi z naukowcami i sprzedaż artefaktów w barze, ucieczki przed hordami mutantów i bandytów. Wreszcie po całym dniu łażenia zarobiłem na porządny stalkerski kombinezon, żeby wyeksplorować potężną anomalię. Zrobiło się już tak późno, że kiedy zarobiłem wreszcie dość kasy żeby było mnie stać na szastanie, w barze nie było już wcale upragnionej nicoli tylko ostatnia samotna butelka Niebieskiej Wódki KOZAK (lipna może 2% mocy)i jakieś suchary.

Zmęczony nie poszedłem spać, ale jeszcze długo siedziałem przy ognisku. Na drugi dzień zwinąłem graty i o 11.00 obejrzałem losowanie nagród, po czem udałem się na północ odebrać moją żonkę Martę z Łodzi. Zdjęć nie robiłem, te które tu są ukradłem z forum.


Moje czarodziejskie umiejętności hakera! Pyknij zdjęcie, by przejść do albumu w picasie! Łał!

wtorek, 23 kwietnia 2013

Laser Rifle - Fallout

Gadżecik, który zrobiłem w zeszłym roku. Miałem swojego starego spracowanego kałacha od Tokyo Marui, służył mi prawie 10 lat. Po takim czasie dojrzałem do nowej repliki a starą trzeba było jakoś "zagospodarować".

Zacząłem o usunięcia wszystkich elementów, które uznałem za niepotrzebne. Następnie z różnych walających się po domu śmieci i farbek zbudowałem takie oto dzieło. Zdobyło II miejsce w konkursie na najbardziej klimatyczną broń.



Jestem szczególnie dumny ze szczegółów jakie udało mi się uzyskać: obudowanej lufy wykonanej z puszek po kociej paszy, licznych kabelków i wtyczek, a także świecących i migających diod, zasilanych z układu elektrycznego karabinka.

Magazynki typu "wafel" zmodyfikowałem malując je i dodając elementy z tektury i pianki.


Dzisiaj karabinek co prawda obija się po katach hobbyroomu i co nieco mu poodpadało, ale planuje niedługo jego renowację i poprawienie niedoróbek przed wyjazdem na tegoroczne Old Town.

Kap'lah!

I live... Again!

Tymi nieśmiertelnymi słowami (rozpoczynającymi grę Blood w 1997 roku) rozpoczynam swoją zabawę w bycie Uber-Pro-Elo-Blogerem.

Będę tu prezentował liczny shit, który robię w wolnych chwilach. Tak wiem, to jest nudne jak flaki. Huj z wami, robię to dla siebie.