Nieczęsto ostatnio piszę, ale znalazłem wdzięczny temat. W połowie września bowiem, natknąłem się na coś wartego opisania, co zaprząta moje hobbystyczne zapędy od jakiegoś czasu. O dziwo jest to gra, planszóweczka. Dość znana w świecie, niezbyt popularna w Polsce, ale na pewno jedna z lepszych w jakie grałem w ciągu ostatnich lat. Spróbujmy was do niej zachęcić.
Gra nazywa się Star Trek Ascendency, co dla polskiego gracza, nawet zaznajomionego z językiem angielskim, jest nieco nieokreślone i przez to niezbyt fortunne dla gry. Czym jest bowiem tytułowa "ascendecja"? W bezpośrednim tłumaczeniu czymś w rodzaju uniesienia, podniesienia, wejścia na wyższy poziom, zatem niczego konkretnego. Tymczasem jest to gra łącząca w sobie cechy forexa (4X) i bardzo lekkiej gry bitewnej z figurkami, okraszona wspaniałym klimatem Star Treka, który każdemu nawet przeciętnie zaznajomionemu z serialem lub filmami przypadnie do gustu.
Gra sama w sobie jest prosta, zasady są rozpisane na kilkunastu stronach dość dużą czcionką, z masą obrazków i przykładów, ale w rzeczywistości można by je z powodzeniem upchnąć na jednej kartce. Trzeba zdobyć piąty poziom tytułowej "ascendencji" lub zająć "Domowe" (homeworld) planety przeciwników. Wszystko co się dzieje na stole jest pięknie opisane i bardzo logiczne, spójne z kanonem Trekowym. Do dyspozycji mamy floty statków, trzy rodzaje surowców, trochę technologii podkręcających zasady i otwartą planszę reprezentująca kosmos. Nie będę się tu skupiał na opisie zasad, bo to nie recenzja, ani jakiś "hałtuplej", skupię się na tym co mnie urzekło i na tym, co może być problemem dla innych graczy.
Co jest dla mnie zaletą tejże gry?
Po pierwsze, proste zasady. Jest to jeden z elementów, które są dla mnie w planszówkach tak bardzo ważne, że aż łatwo o tym zapomnieć. Znam nazbyt wiele gier, które mają zasady tak zawiłe, że czytanie instrukcji jest katorgą, a tłumaczenie zasad współgraczom to czysty sadyzm. Czasem, bardzo rzadko, trafia się batalion srogich nerdów, którzy opanują jakiegoś molocha i zagrają w niego dwa-trzy razy, ale znacznie częściej grywam z ludźmi, którzy instrukcji nie dotykają z zasady i wszystko trzeba im opowiedzieć. Toteż prostota zasad ma gigantyczne znaczenie dla gry, dzięki łatwym do przyswojenia regułom tłumaczenie jest łatwe, zabiera mało czasu i często okazuje się sukcesem. Gra nie jest ani przekombinowana, ani prymitywna więc osoba jej nie znająca może usiąść do stołu i opanować zasady w jedną turę.
Po drugie doskonale zbalansowana rozgrywka. Pojedyncza partia w Star Trek Ascendency składa się z trzech etapów. najpierw gracze eksplorują kosmos, następnie umacniają swoją pozycję na zajętych systemach, aż do rozpoczęcia finału, gdy rodzi się konflikt. Gra jest tak pomyślana, aby gracze wzajemnie hamowali zapędy sąsiadów i regulowali to, kto jest na prowadzeniu. Gra się praktycznie w otwarte karty, doskonale wiemy co robią przeciwnicy i jak blisko są zwycięstwa, wiec rywalizacja przeplata się ze współpracą. W zasadzie rzadko się zdarza, aby w połowie gry było wiadomo kto wygra. Wszystko wyjaśnia sie dopiero w ostatniej turze rozgrywki, bo jest wiele możliwości przeciwdziałania zwycięstwu sąsiada, od wspierania jego przeciwników, po otwartą inwazję na jego planety. Mechaniki doskonale się uzupełniają, wszystko jest istotne, zaniedbanie jakiejś gałęzi gry zawsze da przewagę przeciwnikom.
Trzecim elementem, który mnie oczarował, jest sposób układania "planszy". Sama plansza składa się po prostu z blatu stołu o wymiarach 92cm x 92cm, (czyli hamerykanskie 36 cali), na której układamy zdatne do zamieszkania planety połączone ze sobą trasami o różnej długości. I tu wychodzi jeden z pierwszych absolutnie genialnych elementów rozgrywki. Wszystkie systemy są bowiem okrągłe, a dołączone trasy mają pasująca do zaokrąglenia krawędź i można je obracać wokoło krawędzi w dowolnym momencie gry, dopiero gdy system ma umocowanie w dwóch punktach staje sie nieruchomy, w efekcie plansza co chwila sie zmienia i systemy leżące daleko od siebie na stole w minutę później mogą być bardzo blisko siebie. Przez to eksploracja kosmosu jest niezwykle intrygująca i za każdym razem niepowtarzalna, co znacznie poprawia regrywalność.
Kolejnym ważnym elementem jest asymetria w grze, każdy bowiem gracz gra inną stroną konfliktu i w inny sposób musi dążyć do zwycięstwa. Rasy są zupełnie różne i każdy ma swój specyficzny styl gry, a równocześnie korzystają z tych samych mechanik przez co stosunkowo łatwo jest opanować grę każdą ze stron. W efekcie każdą stroną gra się nieco inaczej. W dodatku zasady są baaardzo logiczne i spójne z kanonem Star Treka w czym zakocha się każdy fan podróży tam "where no man have gone before". Gramy Federacją? Najważniejsza jest eksploracja i poszukiwanie nowych cywilizacji. Gra Klingonami to droga walki. Romulanie są przebiegli i okrutni w ataku. Cardassianie to okupanci i poganiacze niewolników. Wolkanie musza knuć miedzy graczami. Andorianie sa nieufni i opierają się na przewadze technologicznej. Zaś Ferrengi muszą kupić sobie drogę do zwycięstwa.
Po piąte, zasoby. Gra wykorzystuje bardzo prosty system zarządzania naszym kosmicznym imperium. Są trzy zasoby: czerwona produkcja, niebieska nauka i żółta kultura. produkcja służy do rozbudowy naszych sił, nauka do podkręcania naszych szans, zaś kultura jest zasobem zwycięstwa, służącym do ekspansji i do wygranej. System jest prosty jak konstrukcja cepa, przy czym precyzyjnie podkreśla mocne i słabe strony każdej z frakcji. jako że jestem zwolennikiem rozwiązań prostych i skutecznych to baardzo dobrze to do mnie trafia i jest jednym z wielkich atutów gry.
Po szóste, ograniczona losowość. Jest wiele takich gier, które opierają się praktycznie tylko na rzucie kostką i w efekcie odbierają cała sprawczość graczowi i to właśnie nie jest taka gra. Oczywiście są kostki i szanse, ale swoim stylem gry i odpowiednim dobieraniem priorytetów jesteś w stanie zwiększać swoje szanse i ograniczać znacznie element losowości, nie eliminując go całkowicie, przez co nigdy nie tracimy poczucia kontroli nad tym co się dzieje na planszy, a równocześnie zawsze istnieje ryzyko całkowicie niefartownego rzutu kośćmi, więc emocje w kulminacyjnych momentach są duże. Dodatkowym elementem ryzyka są karty eksploracji, które losujemy odkrywając nowe planety, a mogą one kryć wszystko, od przypadkowych nagród, poprzez gotowe do zajęcia cywilizacje, aż po katastrofy niszczące całe planety i orbitujące je statki.
Po siódme, długość rozgrywki. Przeciętna gra na 3 graczy trwa od 2,5 do 3,5 godziny. Im lepiej ogarnięci gracze tym szybciej się toczy. przy każdym kolejnym graczu należy doliczyć +/- 40 minut gry. Najszybciej udało nam sie zagrać w 2h25m. także nie jest to gra krótka, ale równocześnie nie jest to moloch na całonocne granie i sprężając dupę da radę zagrać dwa razy w ciągu popołudnia. Nie wiem jak wy, ale ja lubię długie i satysfakcjonujące gry, pod warunkiem, że na koniec rozgrywki nie masz ochoty zabić się własną pięścią lub nie masz poczucia, że wykonałeś 5 ruchów w 5 godzin (Batllestar Galactica, I'm looking at you).
Klimat Star Treka to coś co dla mnie jest wieeeelkim atutem, choć mam świadomość, że nie dla każdego tak będzie. Gra jest baardzo spójna z tym czego bym sie po Star Treku spodziewał, jest eksploracja, konflity, new life, i new civilisations. Jest bardzo dużo różnych smaczków dla fanów, ale też całość jest na tyle lekka, że nawet ktoś pobieżnie zaznajomiony z Trekiem powinien się orientować co i jak. Wiadomo, że siłą Klingonów jest walka, a mocną stroną Federacji jest odkrywanie nowych światów. Mmmm...
Jako ostatnią wymienię piękną oprawę w jakiej gra jest wydana, wszystko jest w bardzo wysokiej jakości tektury, z pięknymi ilustracjami, a na szczególną uwagę zasługują bardzo szczegółowo wykonane figurki statków, miast i flot. Sporo jest tego w woreczkach, żetonów, kawałków tras, planet, statków itp. Osobiście szybko zrezygnowałem z oryginalnych pudełek na rzecz plazdykowych sortowiczków.
Ale nie ma w świecie doskonałości, wiec jest kilka elementów gry, które trzeba zaliczyć do problemów, jakie można napotkać przy próbie zagrania w gierkę.
Przede wszystkim do rozgrywki potrzeba minimum trzech graczy, co może być dla niektórych problemem, bo skoordynować trzy osoby do gry to trudniejsze niż wyszukanie dwóch. Zatem pierwsza rozgrywka zawsze będzie znacznie trudniejsza do zorganizowania, zanim dobierze się drużyna chętnych do regularnej gry. Z dodatkami da się zagrać we czterech, pięciu, sześciu, nawet siedmiu graczy, ale trzeba mieć na uwadze, że rozgrywka z osobami znającymi zasady trwa +/- 45 minut na osobę. wiec gra w siedmiu zajmie minimum 6h lub więcej.
No właśnie, długość gry. nie jest to gierka na pół godzinki i wymaga zaplanowania sobie wieczoru, lub popołudnia na rozgrywkę. Ale przy dobrym wietrze i ogranych graczach spokojnie idzie rozegrać partię w 2,5h.
Niestety dostępne jest jedynie angielskie wydanie, na polskie nie ma nawet co liczyć. Dla mnie to żadem problem, ale dla części graczy jest to bariera nie do przeskoczenia. Karty są pełne zasad pisanych tekstem, instrukcja także, i jest to specyficznie nasycony trekową terminologią język, przez co osoby nie trawiące swoistego space mumbo jumbo odbiją sie od tego jak od ściany.
To nie jest gra dla randomitów, także dobranie do gry trzeciego gracza, który ma w poważaniu rozgrywkę zepsuje zabawę wszystkim. Także nie polecam siadania do stołu z kimś kto się nie jara, ta gra to nie Catan, żeby każdy z ulicy dał radę zagrać na szybko. Zasady wymagają choć pobieżnego zapoznania się z grą, i warto wymagać od każdego gracza zapoznania się z instrukcją. Siłą rzeczy potrzeba też dużego stołu, minimum 92x92cm wielkości, co nie pozwala zagrać w innych warunkach niż w spokoju na stole. a o żadnych rozgrywkach w podróży, czy na imprezach też nie może być mowy.
Podsumowując, zakochałem się w tej grze i nie wiem jak się od niej uwolnić. Dla każdego fana Star Treka to pozycja obowiązkowa, dla każdego fana dobrych planszówek także. Tu dodam jeszcze, że istnieje polska grupa skupiająca fanów tej konkretnej gry i mieści się TUTAJ, zapraszam serdecznie gramy regularnie, głownie w środy, czasem w inne dni.