sobota, 19 marca 2016

Fallout 101 Szepty przeszłości



25 października miałem przyjemność wybrać się na Larpa organizowanego w warszawie na hali Kill House na Pradze. Mam blisko, więc nie był to jakiś wielki wysiłek logistyczny 4 przystanki tramwajem, a i tak przyjechałem furą. Takie Panisko ze mnie!



No więc Cieniu mnie namówił i dołączyłem do znajomych OldTownowiczów tworzących gang THE KINGS. Przyznam się szczerze, ze do larpa podszedłem nieco po macoszemu. W sensie nie czytałem fabuły, nie zagłębiałem się za bardzo w mechanikę, nie zapoznałem się z frakcjami. Ogólnie wyszedłem z założenia, że jako zwykły członek gangu nie muszę znać dokładnie zawiłości polityki i grać będę zwykłego osiedlowego cwaniaka, a co mi tam.

Larp odbywał się na hali KillHouse, co miało swoje wady i zalety. Z jednej strony to fajna miejscówka, ma dużo zakamarków i klimatyczne paździerzowe miasteczko, hala jest zadaszona więc pogoda niestraszna, a poza tym są takie bajery jak prąd, czy światło. Niestety z drugiej strony jest tam strasznie syfnie ponieważ hala służy tez do strzelanek paintballowych, wiec wszystko się lepi, pomieszczeń budyneczków nie ma jak praktycznie wykorzystać, więc de facto były to puste baraki bez miejsc do siedzenia, wewnątrz było chyba zimniej niż na zewnątrz. Ogólnie ta hala jest super na strzelankę asg, ale na larpa to tak sobie, tym bardziej, że jak podejrzewam hala pochłonęła większość funduszy. Byle jakie opuszczone miejsce dałoby radę i zostało by masę kasy na agregat i prąd by był. Ale walić to, miejscówa to nie cały larp.



Gdybym miał streścić co dokładnie się działo w fabule musiałbym dojść o co w niej chodziło, co jest z dzisiejszej perspektywy niełatwe, bo postanowiłem grać członka gangu, którego zainteresowania kończą się na piciu Nuka Coli i zgrywaniu twardziela, poza okazyjnym pozyskaniem kapsla na Colę. Ale się działo, zbierałem zakłady na arenie czym zarobiłem na swoje zapasy Coli, ocwaniłem paru przypadkowych ziomków, pomogłem paru niewiastom, wymusiłem lub wyżebrałem parę buziaków i pomogłem jednej narkomance powędrować do krainy wiecznych wizji. Ogólnie bawiłem sie świetnie zarówno ingame jak i offgame.



Tymczasem dookoła trwały jakieś intrygi, chyba jakieś zabójstwo, walka o władzę. Co i raz wybuchały jakieś alarmy i nieznane zagrożenia, jednak nie było mi dane tychże zobaczyć. raz pojawił się jakiś potworny mutant, ale zanim zdążyłem pofatygować po pałę jakiś turbokoks go wykończył strzałem w jelita. Ktoś coś krzyczał o rakietach, potem że sufit sie wali, a ja spokojnie sobie stałem oparty o jakąś ścianę i sączyłem Nuka Colę, niespiesznie. Ogólnie fabuła była dla mojej postaci zdecydowanie nazbyt epicka i to ciche miasteczko nagle stało się jakimś centrum świata, gdzie ważą się jego losy. Cóż miałby mieć do tego zwykły uliczny funfel. Mój osobisty wkład w fabułę nastąpił gdy frakcja Bractwa Stali zaczęła się nazbyt panoszyć i ktoś podłożył pod jej bunkier dyskretną bombkę, gdyż za parę kapsli (na Colę) zaopatrzyłem tegoż osobnika w Stealth Boya. Ot porachuneczek, akurat coś dla mnie.



Jak się domyślam fabuła miała trzymać w napięciu do ostatniej chwili, ale z braku czegos co reprezentowało by wspomniane zagrożenie inaczej niż okazyjna petada, nie było go czuć za bardzo. Może poza jednym momentem kiedy było sporo dymu, który reprezentował trujące gazy, ale skąd się wzięły i kto je wypuścił nie wiem. Na pochwałe zasługuje też strój potwora (cyborka?), bo naprawdę kopał w dupala. Jednak historia chyba była przekombinowana i nie jestem nawet w stanie powiedzieć czy wymagała od frakcji współpracy czy rywalizacji.



Ja tu sobie lekko narzekam, ale zabawa była i przejęci sprawą gracze biegali to tu to tam zalatwiając przez parę godzin swoje questy. Właśnie, gracze! Gracze zasłużyli na wielkie brawa, bo naprawdę nieczęsto się zdarza, aby na larpa przyciągnąć tak dobrze przygotowanych ludzi. Piękne klimatyczne stroje, dużo przywleczonych przez graczy rekwizytów z miejsca podnosiło zabawę o poziom lub nawet dwa. Czuć było bardzo mocno Falloutowy klimat i bardzo wysoki poziom larpowania co zawsze jest chyba najcenniejszą sprawą w czasie gry.

Podsumowując było całkiem spoko, choć słyszałem opinie, że pierwsza edycja była nieco lepsza, to jednak nie miałem okazji samemu porównać. Pisze to też całkiem późno, bo mineło lekką ręką z 5 miesięcy od larpa. Pisze więc jak zapamiętałem, ale szczegóły są już nieco rozmyte.

Fotki robił Majdyk, Hanna Kaszewska, Krzysztof Kulas i pewnie ktoś jeszcze, jak się rozpozna to niech się odezwie podpiszę.

Brak komentarzy: