poniedziałek, 11 sierpnia 2014

OldTown 2114 - Z perspektywy Orga

To było moje pierwsze OT w tej roli, roli orga. I przyznam, że łatwo nie jest.


Mogło by się wydawać, że orgowanie na konwencie to laba, leżenie na brzuchu i obserwowanie jak konwent zarabia na moje Maseratti. Niestety prawda jest biegunowo odległa od takiej wizji, a gdyby ktoś chciał robić w ten sposób konwenty i LARPy, to szybko by sie przekonał o tym, że jest to niewykonalne. Robota Orga to przede wszystkim praca, stres, godziny życia poświęcone na organizację i wykoncypowanie wszystkiego, a na koniec uczestnictwo w połowie tylko akcji.


Ale zacznijmy od początku. Orgów pracujących przy OldTown jest około dwudziestu, każdy ma swoją działkę odpowiedzialności. Ja zajmuję się zaopatrzeniem imprezy w drewno i wodę do mycia, a także pomagam trochę przy innych sprawach w zależności od potrzeby. Każdy ma jakąś swoją odpowiedzialność i stara się wywiązać ze swojego zadania. Czym dokładnie kto się zajmuje zawsze można sobie sprawdzić tutaj, bo przecież każdego nie będę tu opisywał, to mój blogasek i piszę tu o sobie. Wypierdalać :D


Moja odpowiedzialność to woda i drewno. I większość z was pewnie wie, że robiłem to jeszcze kiedy nie byłem orgiem. Samo w sobie jest to proste, znaleźć dostawcę drewna i zamówić, koniec. Ale kiedy się nad tym zastanowimy dokładniej to trzeba ogłaszać to między ludźmi, pilnować żeby wiedzieli, zbierać te zamówienia i negocjować ceny, a poza tym ponaglać ludzi o kasę, dogadywać z nimi szczegóły itp. Podejrzewam, że gdybym zsumował poświęcony na to czas wyszło by tego kilkanaście godzin. Oczywiście najbardziej intensywna praca ma miejsce tuż przed OT, w ostatnich paru tygodniach. Wtedy to ludzie dzwonią do mnie w kółko i dopytują szczegóły, odwołują zmieniają, spóźniają się z kasą.


Poza tym przez cały rok dzieją się różne działania, które też wymagają od orgów szczególnej uwagi. A to jakieś weekendowe edycje OldTownów, a to Pyrkony i inne imprezy. Larpy czy wystawki promocyjne same się przecież nie zorganizują. A to całe tygodnie przygotowań przecież...



Niestety to wcale nie jest wszystko, bo w czasie trwania konwentu też org musi zasuwać, i to chyba najciężej. Nie ma bowiem dla orga na konwencie takiego momentu kiedy może wszystko osrać i iść się zatankować piwkiem do pełna. Nawet jeśli w danej chwili nic konkretnego się nie robi to nie zawsze można sobie swobodnie odpłynąć i iść larpować. Zawsze jest jakieś enpecowanie do ogarnięcia, albo woda się kończy i trzeba skołować ciągnik, te rzeczy nigdy się nie kończą. A powiem, że ponieważ moja odpowiedzialność jest raczej logistyczna i w większości dotyczy okresu przed OldTownem, to i tak miałem lżej w czasie jego trwania niż niektórzy. Ktoś może widział larpującego Iksa? Niestety całego larpa musiał przesiedzieć w dziekanacie. Ciężkie życie orga...


Ale są i dobre strony wysiłku. Jak się zasuwa cały rok to można nie płacić akredytki, choć nie wyrówna to kosztów orgowania, strat moralnych, utraconego życia rodzinnego i nerwów, o złotówkach nie wspominając. Fejm i sława wśród konwentowiczów, ma niebagatelne znaczenie. Ciężkie tygodnie poświęcone OldTownowi zbierają żniwo w postaci piwa, które ktoś ci postawi od czasu do czasu, lub poklepania po plecach i okrzykiem "dobra robota". Także zdobyte expy nie są bez wartości i śmiało można pochwalić się przyszłemu pracodawcy partycypacją w takim wydarzeniu w charakterze organizatora.


Ale największą chyba przyjemność daje możliwość wzbogacenia konwentu o nowe atrakcje, ficzery, pomysły, czy po prostu patrzenie jak moja ulubiona impreza w roku się rozwija. A w ciągu tych paru lat kiedy na nią jeżdżę rozwinęła się znacząco. Jak mówi OldTownowe przysłowie, dla mnie są dwie pory roku. Pora przybyszów i reszta roku...

Brak komentarzy: